poniedziałek, 31 lipca 2017

Dożywotnia strategia dywidendowa


Pod jednym z ostatnich wpisów czytelnik o nicku: wiorek84 napisał taki komentarz: "Moja strategia polega na systematycznym kupowaniu akcji wypłacających powyżej 5% dywidendy".

Czy takie podejście ma sens? Z jednej strony wiemy, że spółki dywidendowe są w stanie regularnie bić indeks WIG. Z drugiej dobrze pamiętamy co stało się z jedną z najlepszych spółek dywidendowych na GPW. Mowa tu o OPL (wcześniej TPSA), która przez 4 lata (2009-2012) regularnie płaciła bardzo wysoką dywidendę (ok. 8%-9% ceny akcji), aby w kolejnych latach drastycznie ją obciąć z początkowych 1,5 zł na akcję do obecnych 0 zł na akcję.



W międzyczasie kurs spółki spadł z okolic 11 zł do ok. 5 zł na akcję, przez co inwestorzy dywidendowi zostali bez dywidendy i ze sporym spadkiem kursu akcji.



OPL to oczywiście tylko pojedynczy przykład, ale pojawia się pytanie: Na ile jesteśmy w stanie oszacować przyszłą kondycję spółki na podstawie aktualnej dywidendy? Czy rzeczywiście tak jest, że spółka, która obecnie płaci dużą dywidendę jest statystycznie lepszą inwestycją niż indeks WIG? Dziś to sprawdzimy.

Zrobimy to jednak nieco inaczej niż zwykle. Standardowo (np. w tym teście) kupowalibyśmy spółki płacące dużą dywidendę, a sprzedawalibyśmy te, które przestają to robić. W ten sposób mielibyśmy rotację, w portfelu, która pomagałaby utrzymać w nim tylko te najlepsze (najbardziej dywidendowe) spółki. Dziś pozostaniemy w klimacie spółek aż po grób i pominiemy aspekt sprzedaży. Zasady testu będą następujące:

  • Do portfela dodajemy spółkę, która wypłaciła dywidendę większą niż 5%.
     
  • Kupionych spółek nigdy nie sprzedajemy niezależnie od tego co się z nimi dzieje. Naszym jedynym sposobem wychodzenia z inwestycji będzie dywidenda wypłacana przez spółkę. 

Pomysł jest taki, że z czasem część spółek pogorszy swoje wyniki i przestanie wypłacać dywidendę tak jak np. stało się to z OPL. Takie spółki będą bezużyteczne z punktu widzenia odzyskiwania wpłaconych pieniędzy. Jednak z drugiej strony, część spółek będzie się ładnie rozwijać, co roku wypłacając coraz większą dywidendę, tak jak np robi to Śnieżka (SKA), której tabelę dywidend wrzucam poniżej:





Kupując taka spółkę 10 lat temu, do dnia dzisiejszego w dywidendach odzyskalibyśmy 75% naszej wpłaty, a wciąż bylibyśmy właścicielami spółki z dużą szansą na kolejne dywidendy.

Jeśli taka strategia pozwalałaby osiągać zysk to miałaby kilka dodatkowych zalet:

  • inwestowanie z dopłatami - w standardowych strategiach (z rotacją spółek) pojawia się problem dla osób, które nie mają jednorazowo dużej kwoty, a raczej chcieliby np. co miesiąc inwestować część swojej wypłaty. Może się np. zdarzyć sytuacja, w której ktoś dokupuje posiadane już spółki, a za kilka dni pojawia się sygnał ich sprzedaży. To generuje zwiększone koszty. W dzisiejszym podejściu nie ma tego problem, gdyż spółek nigdy nie zamierzamy sprzedawać, a więc spokojnie można np. co miesiąc dokupować spółki do portfela za mniejsze kwoty bez ryzyka nieefektywności.
     
  • kurs akcji bez znaczenia - to co wydaje się być sercem oceny czy nasza inwestycja radzi sobie dobrze czy nie czyli kurs akcji w dzisiejszym podejściu nie ma żadnego znaczenia. Jeśli np. kurs akcji spada, ale kondycja spółki jest dobra, to zyski spółki przełożą się na dywidendę i i tak otrzymamy tyle zł na akcję ile oczekiwaliśmy. Niezależnie od tego po ile w danym momencie są akcje spółki.

    Jeśli z kolei kurs akcji spada, bo fundamenty słabną, to dobrą miarą wielkości porażki będzie kwota dywidendy, która zostanie wypłacona w danym roku. Znów nie musimy wiedzieć ile w danym momencie kosztuje akcja spółki.

    Oznacza to, że śledzenie kursu akcji staje się zupełnie zbędne.
     
  • mniejszy wpływ emocji - to jest pochodna dwóch pierwszych punktów. Jeśli nasze momenty kupna są rozproszone w czasie, a raz kupionych spółek i tak nie wolno nam sprzedać, a do tego nie potrzebujemy śledzić kursu akcji, to nagle okazuje się, że inwestowanie staje się mniej obciążające emocjonalnie. To zaleta.

Tyle teorii. Czas na test.

W pierwszym teście do portfela dodawałem wszystkie spółki, które w pewnym momencie swojego istnienia miały stopę dywidendy większą niż 5%. Data zakupu to dzień następujący po wypłacie tej wysokiej dywidendy. Wszystkie je trzymałem w portfelu aż do dnia dzisiejszego. Łącznie w portfelu znalazło się aż 181 spółek. (Tyle spółek miała w swojej giełdowej karierze choć jeden rok z dywidendą powyżej 5%).

Najgorszą inwestycją okazała się być spółka 06N, która w 2007 roku wypłaciła oszałamiającą dywidendę (niemal 18% ceny akcji). To był nasz sygnał zakupu. Niestety na tym historia dywidendowa się zakończyła i 06N już nigdy później jej nie wypłaciła:



Jednocześnie kurs akcji przez całe 10 lat regularnie spadał.



Na tej inwestycji łącznie stracilibyśmy 99,7% czyli w praktyce wszystko. Podobnych sytuacji było kilkadziesiąt.

Z drugiej strony, w obozie najlepszych inwestycji mamy np. SNK, kupiony po bardzo wysokiej dywidendzie w 2008 roku.



Kurs spółki wynosił wtedy ok. 9,5 zł. Od czasu inwestycji w samych dywidendach otrzymalibyśmy ponad 11 zł na akcję, co oznacza, że spłaciłyby one z nawiązką nasz początkowy wkład. Jednocześnie kurs akcji poszybował o kilkaset % w górę, co daje duże nadzieje na kolejne wysokie dywidendy w przyszłości.


To oczywiście tylko skrajne przypadki. Ze statystycznego punktu widzenia całość wygląda tak:


Trafność na poziomie ok. 66% mówi o tym, że 2/3 inwestycji okazała się być zyskowna, a więc jeśli weźmiemy losową spółkę, która obecnie płaci dywidendę powyżej 5% to mamy 66% szans, że w perspektywie kilku lat na tej transakcji zyskamy.

Liczenie średniej z zysków nie do końca ma w tej sytuacji sens, gdyż wynik najprawdopodobniej byłby zawyżony, ale mediana, która jest tu idealną miarą pokazuje, że na pojedynczej transakcji mogliśmy się spodziewać zysku ok. 21,5%.

Niestety z racji tego, że rożne spółki trafiały do portfela w różnym czasie, nie da się tego zysku w prosty sposób przeliczyć na zysk roczny. Aby było to możliwe nieco zmodyfikowałem test, tak aby każdy rok był oddzielnym portfelem, a więc wszystkie spółki spełniające kryterium dywidendy w 2006 r. trafiały do jednego portfela. Te, które spełniały kryterium w 2007 r. trafiały do drugiego portfela itd. W ten sposób spółki z danego portfela mają zbliżoną do siebie datę zakupu. Oto wyniki:



Tabela z podziałem na lata pokazuje dwie ważne rzeczy:

  • Trafność pomiędzy latami waha się między 60% - 80%, a więc nie jest tak, że cały zysk z naszego poprzedniego testu został stworzony np. tylko dzięki spółkom zakupionym w dołku bessy w 2009 r.
     
  • Zysk roczny ponad WIG (ostatni wiersz w tabeli) pokazuje co jest kosztem tych wszystkich zalet, o których wcześniej pisałem. Jest nim znacznie mniejszy zysk niż ten osiągany w standardowych strategiach jak. ta (takich gdzie dopuszczamy sprzedaż spółek).
Ładnie widać też, że strategia nadaje się wyłącznie na bardzo długi termin, gdyż przez pierwsze 1-2 lata inwestycje zwykle były stratne, a dopiero po tym czasie siła dywidendy zaczynała się ujawniać.

Podsumowując, tego typu strategia najprawdopodobniej pozwala delikatnie bić indeks WIG w długim okresie. Przy swoich wymienionych wcześniej zaletach (przyjazna dla regularnych dopłat, brak sprzedaży, małe wymagania czasowe, mało emocji) tego typu strategia wydaje się być dobrą alternatywą dla osób stojących w rozkroku pomiędzy lokatami, a standardową strategią akcyjną. 

Tym bardziej, że ilość spółek spełniających proste kryterium zakupu (dywidenda > 5%) jest spora. (W obecnym momencie 67 spółek na GPW ma stopę dywidendy większą niż 5%). To otwiera drogę dla poprawy efektywności poprzez zawężanie kryteriów zakupu, jak np:
  • spółka musi płacić dywidendę > 5% co najmniej 2 lata z rzędu. (To powinno odrzucić spółki w stylu 06N, które jednorazowo wypłaciły ogromną dywidendę bez dalszych planów jej regularnej wypłaty).
     
  • spółka musi mieć długoterminowo rosnące przychody / zyski. (To powinno odrzucić spółki w stylu OPL, które na długo przed problemami z wypłatą dywidendy, miały problemy z osiąganiem zysków. Pieniądze na dywidendę brały z kredytów, co tylko pogarszało rentowność). Tu może udałoby się wykorzystać ten niedawno odkryty wskaźnik.
Jestem ciekaw co o tym myślicie? Czy ktoś poza "wiorek84" ma jakieś doświadczenie z takim inwestowaniem, gdzie nigdy nie sprzedajemy raz kupionych spółek? Jak wyglądają wasze wyniki przy zastosowaniu takiego podejścia?


Jeśli wpis Ci się podoba zapisz się na newsleter, aby nie przegapić nowych artykułów:

Brak komentarzy:

Jeśli po dodaniu Twój komentarz jest niewidoczny, upewnij się czy Twoja przeglądarka ma włączoną opcję obsługi ciasteczek (cookies).

Prześlij komentarz